Szyję, gdy mam wszystkiego dosyć.
Szyję, gdy jestem zmęczona i smutna.
Wpadam w ciągi wariackiego szycia godzinami, do rana. Sąsiedzi mają chyba dosyć klekotu, dlatego zrobiłam filcowe podkładki pod maszynę .
Dodatkowo włączam głośno muzykę, nie wiem potem nigdy co bardziej przeszkadza – ta maszyna, czy muzyka. Ale tak szyję – to jest rytuał.
Niedawno przerabiałam coś dla mojej koleżanki – było super.
Ja szyłam, ona gotowała , ja kroiłam , ona podawała drinki, ja prułam , ona szperała w zakamarkach moich szkatułek w poszukiwaniu odpowiednich dodatków.
Sesja oczyszczająca.
Obydwie intensywnie pracujemy zawodowo, mamy obowiązki domowe.
Takie spotkania są jak bosonoga samba.
Margot
2 komentarze
Ach, jak ja to rozumiem ! :))))))
hahaha – czyli – witam w klubie 😉 Pozdrawiam serdecznie – Margot